Z pamiętnika trzydziestodziewięciolatki…
Od jakiegoś czasu, jest mi bardzo ciężko, wszystko wygląda jakbym szła jak Syzyf pod górę pchając ogromny głaz, a gdy wydaje mi się, że już będzie lepiej, w końcu coś się zmieni, głaz spada i zabawa trwa od początku. Tyle, że każdy kolejny głaz wydaje się być cięższy i większy od poprzedniego.
Życie przestało cieszyć mnie już dawno. Nie pamiętam, kiedy robiłam coś dla siebie, tak serio i na poważnie. Od kiedy stałam się mamą szóstki dzieci, moje wszystkie potrzeby po prostu obumarły. Życie towarzyskie przestało istnieć, a ja czuję się jakby zamknięto mnie w małej celi na dodatek izolowanej od reszty więźniów. To uczucie hibernacji, zupełnego zawieszenia, mojego życia, potrzeb, radości, ale również umysłu. Wielodzietność obdarowała mnie prezentami, których nie życzę nikomu: insulinoopornością, zaburzeniami hormonalnymi, zmianami (tymi niefajnymi) na szyjce macicy, bardzo dużym pogorszeniem wzroku, totalnym brakiem koncentracji i logicznego myślenia i w końcu depresją.
Przez wiele miesięcy oszukiwałam się, że to tak musi być małe dzieci, na dodatek czwórka nie jedno, brak większej pomocy z zewnątrz. Trzeba przetrwać, taki czas. Było podobnie jak córki były małe. Minęło, zrobiło się później lepiej. Jednak teraz nic nie mija, nie jest lepiej, a ja czuję się coraz gorzej.
Zatraciłam się w tym, tak bardzo, że praktycznie przestałam istnieć. Robiąc minę do złej gry, uśmiechałam się na wszystkie komentarze „jaka Ty jesteś silna”, „jak ja Cię podziwiam”, „kobieto jak Ty dajesz radę”. Osiągnąć można wszystko tylko jakim kosztem? Ile można za to zapłacić? Ja zapłaciłam i płacę, utratą samej siebie, utratą zdrowia, relacji… nie odczuwam przyjemności, nie podróżuję, nie mam czasu na swoje sprawy. Straciłam sens własnego życia. Działam jak robot, który wykonuje tylko polecania i zaprogramowane zadania. Jak znane “Tamagotchi” z piosenki Quebonafide „tylko pić, jeść, spać..”. Nie będę pisała ile pracy wymaga 6 dzieci, każde z „jakimś” deficytem, jedno niepełnosprawne, zmagające się z mózgowym porażeniem dziecięcym. Na dodatek czwórka to maluchy, dwie pary bliźniąt z różnicą dwadzieścia miesięcy, starsze mają 4 lata. Czuję jak sięgnęłam dna, mimo, że nie mam żadnych nałogów. Jednak czy życie bez celu, bez samego siebie, bez radości, bez sensu jest coś warte? Moje dla mnie już nie… Jedyne co czuję to obowiązek wychowania dzieci.
Tak jak wspomniałam sięgnęłam dna, a gdy się to dzieje są tylko dwa wyjścia, albo utonąć, albo odbić się i wypłynąć na powierzchnię. Miłość do dzieci nie pozwala na to pierwsze rozwiązanie dlatego nie mam wyjścia, muszę wypłynąć!!!
Postanowiłam, że ten rok dedykuję sobie. Moje dzieci i mąż są moim największym szczęściem, jedynym szczęściem jakie mam. Nadszedł jednak czas by wrócić do świata żywych. Nieszczęśliwa matka, staje się udręką swoich najbliższych. Nie chcę, żeby tak dłużej było.
Dziś jest magiczna data 4 marca – moje urodziny, ostatnie z tych trzydziestych… świetna data by narodzić się na nowo, naprawić swoje życie i w nową dekadę wejść w dobrej formie.
Po pierwsze – zdrowie. Czas o nie zadbać. Stracić to co dostałam w bonusie… Naprawić to, na co mam wpływ, czyli waga, sprawność fizyczna, odpowiednia dieta, a przede wszystkim regularne posiłki i woda, dalej mój kręgosłup, który ledwo funkcjonuje, boli codziennie tak, że ciężko wstać, ruszać się, nawet leżenie sprawia ból. Jak poprawi się zdrowie, zrzucę kilogramy, zadbam o ruch to mam nadzieję, że i to się poprawi.
Po drugie – praca. Potrzebuję do niej wrócić na pełen wymiar. Czuć z niej satysfakcję, odnosić sukcesy, realizować się, rozwijać.
Po trzecie – rozwój osobisty. Muszę uczyć się, zdobywać nowe umiejętności, poszerzać horyzonty. Bez tego człowiek nie jest nic wart.
Po czwarte zadbać o przyjemności, jak spotkania towarzyskie, podróże odpoczynek, miłe chwile.
Po piąte naprawić całą resztę i żyć pełnią życia. Wtedy i życie psychiczne wróci do normy.
Straciłam kilka lat swojego życia bezpowrotnie, czasu nie da się odzyskać. Nie chcę marnować go więcej. Wszystko da się naprawić jednak nie stratę uciekających lat.
Chcę żyć jak kiedyś, pełna radości, uśmiechu i zapału. Brać garściami i czerpać z tego przyjemność. Robić wszystko z pasją i zaangażowaniem. Chcę znowu cieszyć się każdym drobiazgiem. Uśmiechać się, czuć radość, szczęście i miłość. Chcę, żeby mi się chciało funkcjonować, działać, tworzyć, kochać, śpiewać, tańczyć, żyć.
Myślę, że to wszystko mogę zrobić. Daję sobie rok, do 40 urodzin muszę stać się sobą. Kochać życie jak kiedyś, zarażać pozytywną energią i cieszyć się z najdrobniejszych rzeczy. Nie chcę, żeby było jak teraz, nie chcę takiego życia. Chcę złapać przysłowiowy „wiatr w żagle”.
Mam plan. Będę działała i poprawiała wszystko co mogę, w odpowiedniej kolejności. Muszę osiągnąć ten cel. Zapytasz czemu to upubliczniam, czemu piszę o takich rzeczach. Odpowiedź jest bardzo prosta. Zależy mi bardzo by to osiągnąć, a powiedzenie „A” publicznie obliguje do dopowiedzenia „B”. Dlatego mam zamiar pisać Ci o mojej przemianie. Powrocie do „żywych” i szczęśliwych.
Zaczynam dbać o siebie. Nie martw się o moje dzieci, nie zaniedbam ich!!! Dostaną tylko trochę mniej czasu z mamą. Za to mogę Ci obiecać, że będzie ciekawszy, intensywniejszy i lepszy, w nowej odsłonie.
O moich sukcesach, słabościach, porażkach i krokach będę Cię informowała na bieżąco. Mam nadzieję, że będziesz mnie wspierać, podnosić na duchu, poganiać, gdy będzie trzeba i motywować.
Dziękuję za wszystkie dobre słowa i wiarę w to, że dam radę. Dam na pewno, bo mam dla kogo. Jednak wiem, że będzie to bardzo trudne.
Przede mną wielkie zmiany, trzymaj kciuki.
Ewa
Powodzenia!
Bardzo dziękuję 🙂
Dopiero trafiłam na Twojego bloga. Jak ja czytam Twój wpis,to dokładnie wiem co czujesz. No może jestem blisko. Ja niespodziewanie został mamą czwórki dzieci- starsza córka i trojaki.Ostatnie dwa lata żyję na rollocosterze. Teraz trojaki idą do przedszkola,a ja stawiam na siebie.Przybijam piątkę!
Też mam taki okres…
Dwójka dzieci – w miare juz odchowana – starszy 4 latka, młodszy prawie 2. Do tego praca na pełen etat, duży dom, który z grubsza jest wykończony, ale na prawdę dbanie o niego i o porządek mnie wykańcza, a do tego warzywniak (chcę jeść eko, ale doby mi nie starcza)….
Doszłam po cichutku do rozmiaru XL, brzuh mi wisi… mam czas na wszystkich i na wszystko, a jak już mam czas dla siebie to padam na twarz….
Też potrzebuję zmiany 😓
Działaj babeczko 😘
Chodź moja sytuacja rodzinna jest pestką w porównaniu do twojej (3,5 latek oraz 5miesieczna córka), to w twoich słowach coś mnie ujęło.. i uspokoiło. Dziecko to taka rewolucja w życiu a ja do dziś pamiętam jak nie mogłam się pozbierać po pierwszym dziecku. Mało się o tym mówi, ale zewsząd dobijały mnie reklamy w telewizji, na plakatach takiej szczęśliwej rodziny, karmiąca wszędzie piersią i szczęśliwie pozująca do zdjęć. Ja miała ochotę zaszyć się w domu w najdalszy kąt bo czułam się okropnie nie karmiąc (bo nie potrafiłam), chodząc ciągle w tych samych ubraniach i z dużą nadwagą.. ale wzięłam się w garść! Gdy mały skończył 5miesiecy zapisałam się na studia podyplomowe zmieniając zawód, gdy skończył rok poszłam na BEZPŁATNY staż, a po 3miesiacach wkoncu dostałam umowe. Dziś po drugim dziecku wiem że to była najlepsza decyzja w moim życiu 🙂
Szczęśliwa mama to szczęśliwa rodzina!
Chodź moja sytuacja rodzinna jest pestką w porównaniu do twojej (3,5 latek oraz 5miesieczna córka), to w twoich słowach coś mnie ujęło.. i uspokoiło. Dziecko to taka rewolucja w życiu a ja do dziś pamiętam jak nie mogłam się pozbierać po pierwszym dziecku. Mało się o tym mówi, ale zewsząd dobijały mnie reklamy w telewizji, na plakatach takiej szczęśliwej rodziny, karmiąca wszędzie piersią i szczęśliwie pozująca do zdjęć. Ja miała ochotę zaszyć się w domu w najdalszy kąt bo czułam się okropnie nie karmiąc (bo nie potrafiłam), chodząc ciągle w tych samych ubraniach i z dużą nadwagą.. ale wzięłam się w garść! Gdy mały skończył 5miesiecy zapisałam się na studia podyplomowe zmieniając zawód, gdy skończył rok poszłam na BEZPŁATNY staż, a po 3miesiacach wkoncu dostałam umowe. Dziś po drugim dziecku wiem że to była najlepsza decyzja w moim życiu 🙂
Szczęśliwa mama to szczęśliwa rodzina!
Trzymam kciuki!
Bardzo się cieszę. Początki macierzyństwa bywają bardzo trudne i mało kto o tym mówi. Tak samo jak ciąża. Trzeba się nauczyć i przygotować. Świetnie, że sobie poradziłaś 🙂 wszystkiego dobrego